Teatr Polski w Poznaniu
Wojciech Bogusławski
Krakowiacy i Górale
reżyseria: Michał Kmiecik, dramaturgia: Piotr Morawski, scenografia i światła: Justyna Łagowska, kostiumy: Julia Kosmynka, muzyka: Mateusz Górny „Gooral”, ruch sceniczny: Maćko Prusak
premiera: 19 grudnia 2015

 

Natalia Dyjas
Polskie spory w rytmie dubstepu

 

Według twórców poznańskiej realizacji Krakowiaków i Górali,największe zagrożenie dla Polski nie nadejdzie z zewnątrz. Najpoważniejszym niebezpieczeństwem są skonfliktowani obywatele i rządzące nimi władze. Dlategoreżyser Michał Kmiecik przy pomocy wyrazistych symboli stara się pokazać wojnę polsko-polską. Wewnętrzne podziały i waśnie sygnalizowane są już od pierwszych chwil spektaklu poprzez monumentalne dekoracje, rekwizyty oraz zróżnicowane stroje dwóch skłóconych społeczności.
Scenografia (autorstwa Justyny Łagowskiej) ma bardzo nowoczesny, industrialny charakter. Większość sceny zajmuje olbrzymie młyńskie koło, z sufitu zwisają haki i sygnalizatory świetlne, a metalowe i ciężkie, mobilne rampy, niczym ze skatepark, w każdej niemal scenie pełnią inną funkcję. W tej przestrzeni umieszczono obiekty symboliczne, które wchodzą między sobą w rozmaite interakcje. Olbrzymia sztuczna palma, łudząco podobna do tej z Alei Jerozolimskich, skontrastowana zostaje przez stojącą nieopodal kiczowatą figurkę Maryi. Najbardziej znany emblemat Poznania – figury trykających się koziołków – nadaje spektaklowi lokalny wydźwięk. Dziewczyna z obnażoną piersią, kojarząca się z Wolnością z obrazu Delacroix, wzniosłymi pieśniami nawołuje do rewolucji i buntu przeciwko ciemiężcom. Jednak najważniejszym symbolem całego spektaklu stają się tytułowi Krakowiacy i Górale. Zawarta w – z pozoru naiwnym i przestarzałym – tekście prosta historia ich konfliktu i waśni służy twórcom zarówno do zobrazowania współcześnie podzielonego polskiego społeczeństwa, jak i do pokazania mechanizmów rewolucji.

 

Fabuła tekstu, którego inscenizacja stała się gorącym komentarzem do insurekcji kościuszkowskiej, nie jest skomplikowana. Wojciech Bogusławski umieścił akcję pierwszej polskiej opery w podkrakowskiej wsi Mogiła. Prosty, ale uczciwy chłop Stach (Mariusz Adamski) kocha Basię (Agnieszka Findysz), córkę młynarza. Jednakże jej macocha Dorota (Teresa Kwiatkowska), która liczy na pozyskanie względów Stacha dla siebie, obiecuje rękę pasierbicy Góralowi Bryndasowi (Piotr Kaźmierczak). Basia buntuje się i odrzuca jego zaloty. Górale z zemsty kradną bydło Krakowiakom. Pojawia się groźba eskalacji konfliktu. Jak to jednak w sztukach z morałem bywa, ratunek przychodzi z zewnątrz. Zwaśnione grupy jednoczy „cudem mniemanym” student Bardos (Jakub Papuga), wydalony z krakowskiego uniwersytetu za zwycięstwo w naukowej dyspucie z profesorem. Żak, przy pomocy prostego urządzenia wytwarzającego prąd elektryczny, wzbudza przerażenie zarówno w Krakowiakach, jak i Góralach. Konflikt kończy się rozejmem, niedoszły narzeczony Basi i jego kompani odpływają, a młodzi kochankowie mogą być wreszcie razem.
Kmiecik, wraz z dramaturgiem Piotrem Morawskim zachowali prostą, acz ciekawą i pełną humoru fabułę oraz pierwotny język sztuki. Aktorzy Teatru Polskiego (reżyser angażuje do spektaklu prawie cały zespół) ze swobodą posługują się gwarą i mówią wierszem. Pomimo współczesnej scenografii oraz nowoczesnych strojów autorstwa Julii Kosmynki (misternie uszyte, nawiązujące do podhalańskich wzorców stroje Górali, kontrastujące ze współczesnymi kostiumami Krakowiaków, podkreślają różnice pomiędzy regionami), dawny język zachowuje moc oddziaływania – bawi, czasem wzrusza, wywołuje na widowni rozmaite, często skrajne emocje.

 

Humor i swada, z jaką grają aktorzy, kontrastują z postacią ubogiego studenta Bardosa, wykreowaną przez Jakuba Papugę. Artyście bez egzaltacji i patosu udaje się stworzyć przejmujący portret człowieka, który zwątpił w siłę nauki. Problem Bardosa brzmi dziś zadziwiająco aktualnie. Pomimo olbrzymiej wiedzy i stosów przeczytanych książek, student żyje w biedzie, bo nikt nie docenia  jego wykształcenia. 
Spektakl, jak na typową śpiewogrę przystało, pierwszorzędną muzyką i śpiewem stoi. Olbrzymia to zasługa artysty odpowiedzialnego za stronę dźwiękową przedstawienia – Mateusza Górnego, bardziej znanego jako (nomen omen) Gooral. Muzyk zdecydował się stworzyć w spektaklumelanż tradycji i nowoczesności. Stąd też, obok uwertury, regionalnych przyśpiewek czy prostych arii operowych wykonywanych przez aktorów na żywo, w przedstawieniu można usłyszeć muzykę metalową, electro i dubstep. Ta dobrana w przemyślany sposób mieszanka utworów muzycznych staje się ciekawym komentarzem do poszczególnych scen (chociażby wtedy, kiedy nadejście Górali sygnalizowane jest ostrą muzyką metalową) i narzuca wartkie tempo spektaklowi.

 

Swoistym novum, obok wykorzystania współczesnej muzyki, są również postaci niewystępujące oryginalnie w tekście libretta. Stanisław August Poniatowski (w tej roli Barbara Krasińska); wspomniana już Wolność w frygijskiej czapce i z trójkolorowym kotylionem u sukni, tu występująca oczywiście pod imieniem Marianny (Ewa Szumska, świetnie wykonująca a capella rewolucyjne pieśni) oraz Tadeusz Kościuszko (Anna Sandowicz) są niczym nadrzędny chór Ich wypowiedzi i dysputy (te pomiędzy władcami zaczerpnięte zostały z innego tekstu Bogusławskiego, Izkahara, króla Guaxary), będące „intermediami” w toczącej się linearnie na scenie akcji, komentują zachowania postaci i mechanizmy rządzące zwaśnionym narodem. Władcy mają świadomość, że rozejm pomiędzy skłóconymi stronami jest tymczasowy, a uwielbienie dla nieustannych walk stanie się silniejsze niż pragnienie pojednania. Potwierdza to ostatnia scena spektaklu, przedstawiająca współczesną manifestację. Staje się ona niejako ostrzeżeniem dla wszystkich lubujących się w nieustannej walce. Postaci, zarówno Górale, jak i Krakowiacy, stoją za metalowymi barierkami i wymachując biało-czerwonymi flagami, skandują w stronę widowni nieartykułowane okrzyki. Nie wiadomo, przeciwko czemu manifestują i co napawa ich taką wściekłością. Niepokoi jednak fakt, że kolejny raz to właśnie pełen agresji manifest wygrywa nad racjonalną i wyważoną rozmową.

 

Zestawienie świetnej muzyki, w przemyślany, nieprzypadkowy sposób zaprojektowanej scenografii oraz niebanalnej, wielowymiarowej gry aktorskiej sprawiają, że spektakl ogląda się z zaciekawieniem. Jedynie ostatnia scena zostaje zaprezentowana zbyt szybko, jak gdyby twórcy nie chcieli jasno i wyraźnie wyrazić własnej opinii na temat przyszłych losów polskiego, skłonnego do krzyku, nie merytorycznej rozmowy, społeczeństwa. Z jednej strony, taki zabieg kompozycyjny daje możliwość odmiennych i ciekawych interpretacji, z drugiej jednak – odbiera moc i siłę punktowi kulminacyjnemu. Pierwsza premiera od objęcia przez Marcina Kowalskiego oraz Macieja Nowaka dyrekcji Teatru Polskiego w Poznaniu sugeruje, jaką drogę może obrać ta placówka. Kmiecik swoją wersją Krakowiaków i Górali pokazuje, że teatr może kształtować i inteligentnie komentować rzeczywistość. Oby kolejne premiery w Polskim nie straciły tego potencjału.

p i k s e l