Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach
Hanoch Levin
Jakobi i Leidental
reżyseria i scenografia: Joanna Zdrada, kostiumy: Annamária Kiss Kósa , muzyka: Krzysztof Konieczny
premiera: 5 listopada 2011

 

Małgorzata Bryl
Cyrkowcy na tragicznym koturnie

 

Sztukę Jakobi i Leidental Hanocha Levina rozpoczyna zdanie: „Ja, Itamar Jakobi, lat 40, niniejszym oświadczam, że nagle uświadomiłem sobie, iż narodziłem się, żeby żyć”. Jakobi (Artur Święs), znudzony codziennymi rytuałami naprzemiennego parzenia herbaty i partyjek szachów z Dawidem Leidentalem (Andrzej Warcaba), postanawia opuścić gościnne progi domu przyjaciela i wyruszyć na poszukiwanie przygód. Przerysowany i nieracjonalny zamiar Jakobiego wyraża jego marzenie o „wielkim świecie”, ale także zagubienie. Porzucenie i zranienie wieloletniego przyjaciela przychodzi bohaterowi niezwykle łatwo, co dowodzi jego moralnego wyjałowienia. Jakobi egoistycznie wierzy, że uda mu się zbudować swoją przyszłość na nieszczęściu drugiego człowieka – ma nadzieję, iż na tle przegranego, osamotnionego Leidentala wypadnie lepiej. Zachowanie antybohatera nie kontrastuje jednak z postawami pozostałych – równie kalekich emocjonalnie – postaci. Jakobi, pozostawiwszy osłupiałego towarzysza samemu sobie, rozpoczyna „nowe życie” od romansu z Rut Szahasz (Grażyna Bułka), która owija go sobie wokół palca. Z kolei zraniony Leidental postanawia odegrać się na przyjacielu, stając się natrętną przyzwoitką pary, ale i on po pewnym czasie wpada w sidła Rut. Fabuła przypomina na pierwszy rzut oka klasyczny schemat farsy: dwóch mężczyzn i kobieta, która nimi manipuluje. Jednak w dramatach Levina (inspirującego się, między innymi, dramaturgią Samuela Becketta) kompozycja fabularna nigdy nie jest oczywista. Pisarz, piętrząc groteskowe sytuacje, dąży do gorzkiego rozstrzygnięcia. Banalna opowieść o miłosnym trójkącie zaczyna się gmatwać, a relacje między postaciami stają się coraz bardziej skomplikowane.

 Istotą dramatu nie jest jednak intryga, ale charaktery postaci. Ich wzajemne relacje opierają się na upokorzeniu: są śmieszni dla widza, ale także dla siebie nawzajem. Jakobi, Leidental oraz Rut Szahasz to życiowi rozbitkowie, prezentujący trzy odmiany ludzkiej samotności. Jednocześnie wszyscy troje pragną zmienić swoje położenie i wejść w wymarzoną rolę. Jakobi  próbuje to osiągnąć poprzez buntownicze, egoistyczne i hedonistyczne podejście do życia. Leidental świetnie czuje się w roli ofiary, masochistycznie broni się przed powodzeniem oraz pragnie być upokarzany (odtrącony przez przyjaciela i kochankę, przewiązuje się czerwoną kokardą i ofiaruje im siebie w prezencie ślubnym). Z kolei Rut odnajduje się w roli kobiety-modliszki. W jednej ze scen Jakobi mówi: „jestem zadowolony”, Leidental: „a ja cierpię”, zaś Rut oświadcza: „a ja jestem tego powodem”. Po jakimś czasie jednak zdezorientowani ciągłym graniem bohaterowie zaczynają działać na oślep, pogarszając tylko swoją sytuację. Próbują stworzyć na jałowej codzienności atrapę innego, nowego i lepszego życia, ale po ostatecznej klęsce wracają do punktu wyjścia.

Sztukę Jakobi i Leidental zrealizowała w Teatrze Śląskim debiutująca w polskim teatrze absolwentka studiów reżyserskich w Bratysławie – Joanna Zdrada. Historia bohaterów zatruwających sobie nawzajem życie, utrzymana w surrealistycznej i farsowej konwencji, została przez nią ubrana w cyrkową i jarmarczną stylistykę. Nie jest to jednak cyrk w cukierkowej odmianie, a raczej mroczny i makabryczny kabaret, w którym występują dziwni i brzydcy klauni. Bohaterowie tego cyrku dziwaków poruszają się jak marionetki, co dobrze oddaje ich wewnętrzne wyjałowienie, słabość i bierność. Przerysowane makijaże (blade twarze, czerwone rumieńce i podkrążone oczy) oraz kostiumy zniekształcające lub uwydatniające niedoskonałość ciał (sztuczne garby, bielizna opinająca grube ciało Rut) czynią z ich nosicieli twory zarówno śmieszne, jak i straszne. Taka charakteryzacja podkreśla, że świat, w jakim żyją bohaterowie, jest kaleki, wynaturzony i zdewastowany. Groteskowość postaci zostaje oddana w przerysowanych gestach aktorskich oraz ruchu scenicznym  rodem z komedii slapstickowej.
Bardzo ważną funkcję pełni muzyka. Piosenki wykonywane przez troje bohaterów przy akompaniamencie garbatego, upiornego kataryniarza (Łukasz Guzy), nadają przedstawieniu formę musicalowo-kabaretową, potęgują wrażenie odrealnienia i decydują o zmianie klimatu spektaklu, który ewoluuje od wesołości ku grobowej atmosferze.
Chociaż aktorzy operują przejaskrawioną, celowo podkreślaną teatralizacją, tworzą również wizerunki pogłębione psychologicznie. Itamar, Dawid i Rut okazują się tragicznymi rozbitkami skazanymi na bezustanne życiowe niepowodzenia, zbyt słabymi, by przerwać błędne koło klęsk. Spośród trzech świetnych ról na wyróżnienie zasługuje kreacja Grażyny Bułki. Rut jest postacią najtrudniejszą do interpretacji, gdyż składa się z opozycji i paradoksów. Aktorka, unikając oczywistych gestów, pokazała, że pod zewnętrzną błazenadą i głębiej skrywanym dramatyzmem jest jeszcze trzeci poziom: przejmująca świadomość, że z sytuacji, w której się znalazła, nie ma wyjścia. Przedstawienie Joanny Zdrady z całą pewnością nie należy do trudnych ani przeintelektualizowanych propozycji teatralnych. Reżyserka postanowiła możliwie najwierniej przenieść na scenę dramat Levina, zachowując przy tym klimat tekstu, złożoność postaci i relacji między nimi. Ten cel niewątpliwie został osiągnięty Formalny projekt Zdrady, choć nie odkrywczy, okazał się niezwykle celny. Grubiańskie żarty cyrkowych dziwaków oddały ich kalectwo emocjonalne. Z kolei mroczna stylistyka od początku zapowiadała , że nie będzie tu lekkiej, żartobliwej puenty. Wszystko to umożliwia widzom pewne utożsamienie się z bohaterami i prowokuje do głębszej refleksji. Aktorzy umiejętnie i z wyczuciem pokazali wszystkie piętra charakterów i motywów swych postaci. Rut szminkująca zapamiętale usta w jednej z ostatnich scen jest metaforą upadku, który niczego nie nauczył bohaterów. Gdy ostre światło znów oświetliło ich twarze, rozpoczęli nową grę.

p i k s e l