33. Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu
Teatr Muzyczny CAPITOL
24 marca – 1 kwietnia 2012

 

Katarzyna Mikołajewska

Przegląd Piosenki Aktorskiej

 

Po zakończeniu tegorocznego Przeglądu Piosenki Aktorskiej odezwały się głosy krytyki, że zbyt mało w tym roku śpiewano, a zbyt wiele miejsca poświęcono aktorstwu. Jest w tych zarzutach sporo prawdy, trzeba jednak przyznać, że zabieg przeniesienia ciężaru z piosenki – jeśli posłużyć się nazwą wydarzenia – na aktorstwo okazał się trafny. Muzyka stała się bowiem spoiwem łączącym różnorodne formy artystyczne: od dość typowych recitali (Plugawe oko poety), przez musical w stylu pop (The Ballad of Ricky & Ronny), musical z elementami opery (Jerry Springer – The Opera), aż do formy łączącej tradycyjny spektakl dramatyczny z teatrem lalek (Wroniec). W każdym z tych projektów muzyka spełnia inną funkcję.
Najważniejszym, a w każdym razie najgłośniej dyskutowanym w mediach, wydarzeniem Przeglądu miała być premiera spektaklu Jerry Springer – The Opera w reżyserii Jana Klaty. Informacjom o zbliżającej się premierze towarzyszyły ostrzeżenia: „Spektakl zawiera wulgaryzmy, ekstremalne sceny i odniesienia religijne, mogące urazić niektórych widzów”. Musical nie okazał się jednak szokujący: choć wszystkie ekstremalne elementy, o których uprzedzali realizatorzy, faktyczne znalazły się w spektaklu, to ich wydźwięk łagodziła forma. Ani przekleństwa, ani Jezus z pampersem, ani transwestyta i szereg postaci wyposażonych w najbardziej nieoczekiwane atrybuty nie wystarczyły, by Jerry Springer został okrzyknięty skandalem.
           
Wedle zapowiedzi zarówno reżysera, jak i organizatorów PPA, spektakl miał być komentarzem dotyczącym współczesnej telewizji oraz roli, jaką pełni w życiu przeciętnego widza. Problem został zobrazowany za pomocą wyrazistego przykładu – niezwykle popularnego w Ameryce programu Jerry’ego Springera. Prezentowane w pierwszym akcie spotkania zaproszonych przez Jerry’ego (Wiesław Cichy) gości z ich bliskimi, którzy odsłaniają intymne, perwersyjne szczegóły swojego życia, zostają doprowadzone do granic absurdu – problemy, które początkowo wydają się poważne, ulegają ośmieszeniu. Kiedy Dwight (Tomasz Sztonyk) przyznaje się do zdrady narzeczonej, do studia zapraszane są kolejne jego kochanki, a wśród nich… transwestyta Tremont (Janusz Radek). rodzajem ta część spektaklu stanowi rodzaj wprowadzenia, obrazującego tego zasady rządzące kontrowersyjnym talk show. Istotniejsze są jednak wydarzenia zawarte w drugim akcie. Wątek konfliktu Springera z animatorem widowni – Jonathanem (Konrad Imiela) wieńczy zastrzelenie Jerrego, w wyniku którego telewizyjny skandalista trafia do piekła. Tam Szatan (gra go także Imiela) stawia go przed osobliwym zadaniem.
Trzymając się konwencji swojego show,Springer ma rozstrzygnąć odwieczny konflikt między niebem a piekłem. Jeśli zdoła sprostać zadaniu – będzie mógł wrócić do życia. Do studia zapraszani zostają kolejno: Jezus Chrystus (Tomasz Jedz), Adam (Cezary Studniak) i Ewa (Emose Uhunmwangho), Maryja (Barbara Kubiak), a w finale pojawia się nawet Bóg-Ojciec (Tomasz Sztonyk), któremu towarzyszą zastępy aniołów. W wyniku burzliwych dyskusji pomiędzy obiema stronami konfliktu udaje się uzyskać kompromis, a Jerry zostaje ostatecznie uznany za pojednał skutecznego mediatora pomiędzy niebiosami i piekłem, choć jego moralizatorska przemowa ma właściwie służyć ocaleniu własnego życia, a nie zażegnaniu konfliktu. Wśród skarg, jakie Springer kieruje pod adresem nieumiejących się pogodzić stron, a także prowokacyjnych komentarzy skierowanych do postaci biblijnych („Jezu, dorośnij wreszcie i włóż jakieś ubranie!”), pada również zarzut, że ludzie obarczają go winą za własne błędy – Springer powtarza w tym miejscu słowa wyśpiewane wcześniej przez Boga. Nie tylko ten zabieg ustawia go w ryzykownej analogii do Stwórcy. Prowadzący jest w swoim programie gloryfikowany, a jego władza wydaje się nieograniczona. Gdy trafia do piekła, traci tę wszechwładzę na rzecz Szatana. Piekło człowieka mediów polega na utracie władzy, tego, co dla niego najcenniejsze i co telewizji stanowi podstawową zasadę jego istnienia i funkcjonowania w świecie mediów.
Zachwyt budzi inscenizacyjny rozmach spektaklu. „Sakralizację” Jerry’ego obrazują wyświetlane na ścianach potężne witraże z jego wizerunkiem, a reklamy prezentowanie w przerwach talk show są bardzo udaną karykaturą współczesnego konsumpcjonizmu (np. prozak jako lek na wszelkie zmartwienia albo tasiemiec jako cudowny środek odchudzający).  Warstwa muzyczna kontrastu buduje ostry kontrast: wzniosły ton wielu utworów oraz klasyczny operowy wokal towarzyszą tekstom o oddawaniu moczu czy pampersach. W Jerry Springer – The Opera muzyka pozwala zbudować groteskowość, na której zasadza się podstawowy koncept spektaklu.
Na konferencji prasowej poświęconej PPA, ale przede wszystkim zbliżającej się premierze Jerry’ego Springera… reżyser tłumaczył, że problematyka zaprezentowana w musicalu wprawdzie wyprzedza nieco nasz czas i nasze realia, ale nie tak bardzo, jak mogłoby się nam wydawać. Po obejrzeniu musicalu trudno się z tym zgodzić. Pomysł zaczerpnięty z autentycznego programu telewizyjnego dawno już stracił świeżość i medialne znaczenie. W Polsce nie znajdziemy wystarczająco wyrazistego odpowiednika tego talk-show, co jednak nie jest dowodem „zapóźnienia”  Polskich mediów, lecz pewnej nieadekwatności prezentowanego przez Klatę przykładu. Sposób, w jaki Jerry był odbierany przez Amerykanów i to, jak daleko zapraszani przez niego goście potrafili rozwinąć własny ekshibicjonizm, jest ciekawym fenomenem, ale trudno doprawdy uznać te kwestie za problem nowy czy wręcz, jak twierdzi Klata, wyprzedzający naszą rzeczywistość. Niezależnie więc od tego, co reżyser chciał udowodnić realizując ten musical, jego największą wartość stanowi estetyka.
Na uwagę zasługuje spektakl muzyczny A ja, Hanna z Teatru im. Kochanowskiego w Opolu. Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, która jego wartość  była dominująca – teatralność czy muzyczność. Podstawą sukcesu tego widowiska wydaje się umiejętność zachowania równowagi między warstwą muzyczną a teatralną. Pomysł jest niezwykły: przedstawienie Trenów Jana Kochanowskiego w rockowych aranżacjach. Zaskakują nie tylko mocne brzmienia. Grażyna Rogowska wciela się w postać Hanny – drugiej obok Urszulki, również bardzo wcześnie zmarłej córki poety, ale w jego twórczości niemal całkowicie pominiętej (poświęcił jej zaledwie cztery wersy). Twórcy skupili się na wykorzystaniu aktorskich i wokalnych umiejętności Rogowskiej i bardzo zredukowali scenografii oprawę plastyczną: aktorka ubrana jest na biało, a tłem akcji scenicznej jest „rozpikselowany” obraz, który zmienia kolorystykę w zależności od nastroju panującego na scenie. Pozwoliło to na osiągnięcie przejmującego, a bardzo prostego efektu: dopiero w połowie spektaklu dostrzegamy, że podwyższenie, na którym stoi Hanna, jest tak naprawdę grobem.
Hanna jest postacią zagubioną emocjonalnie – raz przyjmuje postawę stoicką, jest pogodzona z losem i pełna nostalgicznego spokoju, by za chwilę, w innym utworze, szaleć z żalu po stracie ukochanej siostry. Teksty Trenów zyskują w jej ustach nowy wymiar: ich podmiotem mogłaby być Hanna, która też straciła bliską osobę. Często też słowa padające z jej ust wydają się skierowane bezpośrednio do ojca i brzmią jak zarzut, że pominął ją w swojej twórczości. Ton pretensji jest szczególnie wyczuwalny w Trenie III, uzupełnianym pełnymi wyrzutu pytaniami: „A ja, Hanna?”.  Grażyna Rogowska świetnie odnajduje się w rockowym klimacie utworów, a jej silny głos nadaje tekstom Kochanowskiego bardzo emocjonalny wyraz. Wszystko to sprawia, że A ja, Hanna to jeden z najciekawszych spektakli prezentowanych na tegorocznym Przeglądzie Piosenki Aktorskiej.
Jeszcze inaczej muzyka została wykorzystana w spektaklu Wroniec Teatru Kamienica z Warszawy – tam jest ona zaledwie tłem dla teatralnej adaptacji książki Jacka Dukaja. Powieść maluje groteskowy obraz stanu wojennego widzianego oczami małego chłopca, któremu tytułowy Wroniec porwał rodziców. Postać chłopca została w spektaklu przedstawiona przy pomocy niewielkiej lalki. Zabieg ten jest najciekawszym elementem spektaklu, a jednocześnie pomysłem o najbardziej zmarnowanym potencjale, gdyż lalka została przytłoczona i zepchnięta na drugi plan przez aktorów i przeładowaną scenografię. Chociaż ciekawe koncepcje plastyczne tworzą na scenie sugestywny obraz socjalistycznej Warszawy, to bogata w detale estetyka po krótkim czasie przestaje spełniać swoją funkcję, a zaczyna rozpraszać widzów i utrudniać pracę aktorom. Oprawa muzyczna autorstwa Mateusza Pospieszalskiego również pozostaje elementem marginalnym i mało istotnym, choć muzyka towarzyszy nieprzerwanie scenicznym wydarzeniom.

p i k s e l